logo
Wywiady
Gotta Go Festival
Get The Shot
Schizma
2023-08-26
Skin

Wywiad z Grzegorzem Pindorem - współorganizatorem Gotta Go! Festival


Wywiad z Grzegorzem Pindorem - współorganizatorem Gotta Go! FestivalFoto: Facebook / Gotta Go Events

7 października w Cieszynie w Gregory Campus Club odbędzie się dwunasta edycja festiwalu Gotta Go! Po zeszłorocznej odsłonie ekipa z Gotta Go! Events wyciągnęła wnioski i mocno wzięła się do pracy, szykując prawdopodobnie najciężej brzmiącą odsłonę ze wszystkich dotychczasowych.

Na ponad miesiąc przed wydarzeniem udało się umówić na rozmowę z Grzegorzem Pindorem, pomysłodawcą Gotta Go, który opowiedział m.in. o historii festiwalu, jego początkach, bookingu, odwołanym jubileuszu czy o aktualnej sytuacji branży w Europie.

Skin [S]: Na początku cofnijmy się wstecz. Jaka jest geneza powstania Gotta Go! Events? Jak i kiedy zaczęła się wasza przygoda z organizacją koncertów zespołów związanych ze sceną hardcore, metalcore, punk oraz crossover?

Grzegorz [G]: U zarania, Gotta Go! Events było moim pomysłem, a raczej przedłużeniem aktywności solo w punkowym duchu DIY. W lokalne koncerty angażowałem się jeszcze w gimnazjum (pamiętacie, że było coś takiego?) i robiłem wszystko od kalifornijskiego punka po death i black metal, zawsze w pojedynkę i przy wsparciu menedżerów klubu z którym współpracujemy do dziś. 

Zmieniały się czasy, potrzeby, w końcu same zespoły i wraz z prozą życia i pierwszymi studiami poza rodzimym Cieszynem, postanowiłem, że impreza odbywać się będzie raz ale z pompą. Tutaj w sukurs przyszedł mój przyjaciel Łukasz Kazimierowicz, który w ostatniej dekadzie mocno bił w biurokratyczny mur wydziału kultury. Po 12 latach zburzył go i dziś Gotta Go Events! bezpośrednio współpracuje z wyżej wspomnianą jednostką, a nasza przyjaźń przerodziła się w dekadę wspaniałych koncertów i tonę zjedzonych nerwów.

[S]: Wejście na nowy poziom oznaczało sformułowanie idei festiwalu, zatem jak to było z początkami Gotta Go!?

[G]: Początkowo nie chcieliśmy, aby to było aż siedem zespołów. Mało tego, nazwa „festiwal” przynajmniej gdzieś na przełomie 2010-2011 roku była tylko sloganem. Pierwsza edycja to piątka wyjątkowych artystów: Sight To Behold, Dust'n'Brush, W Kilku Słowach, Captain Grave i Schizmę, którą zresztą gościmy również w tym roku. Zapis tego wydarzenia wraz z wywiadami dostępny jest na YouTube i w nieco zapomnianym już serwisie Vimeo. Niefortunnie, z całego lineupu przetrwała sama Schizma, która długowiecznością i jakością nagrań przebija dużo bardziej zasłużone zespoły z zagranicy; szkoda, bo cały skład miał potencjał na wielkie granie, i nie mówię tego dlatego, że z Dust n Brush wspólnie koncertowaliśmy m.in. u boku Vader, My Riot i Rosjan z My Autumn. Większy kaliber, lepszy jakościowo w porównaniu do pojedynczych koncertów z okresu 2015-2010 wyszedł na dobre, bo jak się okazało, Cieszyn był, ba, nadal jest głodny ekstremalnej muzyki. 

Nie chcę tutaj uzurpować prawa do organizacji takich imprez bowiem za miedzą w Czeskim Cieszynie co jakiś czas lokal Blady Świt gości bohaterów sceny punkowej, a poza tym, szczęśliwie dla mieszkanców pojawiają się inne, mniejsze inicjatywy. Wszyscy gramy do jednej bramki jaką jest kultura, nie wszyscy jednak mają na tyle samozaparcia aby robić to na taką skalę – i dobrze, bo sam pamiętam ile frajdy sprawiała mi jednostkowa praca u podstaw. Czasem za tym tęsknię.

[S]: 11 edycji za nami, a Gotta Go! Festival na stałe zagościła na Festiwalowej Mapie Polski. Jak wspominasz ten miniony czas?

[G]: Może nie tyle na festiwalowe mapie polski, co na pewno w świadomości słuchaczy związanych ze sceną hardcore/punk i pochodnych. Wiadomo, że pierwszy weekend października to impreza w Cieszynie, a jednak konkurencja nie śpi (śmiech). Nieco ponad dekadę wspominam z dużym dystansem, bo nie wszystkie założenia jakie nam przyświecały udało się zrealizować; nacięliśmy się na kilka nieuczciwych osób, niemal co roku ktoś wypada ze składu w ostatniej chwili a koniec końców, w obecnym Gregory Campus Club jest 200 + osób, które wierzą w to co robimy. Sami mieliśmy dylematy na ile i czy w ogóle chcemy to ciągnąć, pojawiły się dzieci, większe obowiązki w pracy, może nawet lekkie zmęczenie materiałem i obawą o nowy narybek, który pociągnie temat frekwencyjnie jak Schizma. Ilekroć pojawiały się wątpliwości, ostatecznie w dniu imprezy docierało do nas, że to co robimy jest dobre i potrzebne.

[S]: Nie mogę nie poruszyć tematu pandemii, i tego jak wpłynęła na branżę muzyczną. Na domiar złego teraz wszyscy mierzymy się z inflacją i bez wsparcia finansowego trudno o organizację jakiejkolwiek imprezy. Za przykłady podam Rockowe Granie w Lubsku czy debiutujące w tym roku Steel Fest w Stalowej Woli, które ostatecznie zostały odwołane. Czy w związku z narastającymi kosztami pojawił się u Was moment zawahania? Czy 12. edycja Gotta Go! Festival była przez moment zagrożona i mogłaby ona podzielić los jubileuszu z 2020 r.?

[G]: Minęły trzy lata, więc mogę wyjaśnić dlaczego tak naprawdę odwołaliśmy jubileusz z 2020 roku. Mieliśmy doskonały skład, świetną przedsprzedaż i w ciągu ostatnich 10-14 dni przed imprezą, nieoficjalnymi kanałami dowiedzieliśmy się o zmianie koloru strefy w jakiej ze względu na kwarantannę miał znaleźć się Cieszyn. Odwołany koncert oznaczał wolne terminy dla zespołów, brak zarobku dla firmy nagłośnieniowej i ogólnie niezadowolenie, ale sądzę, że wybraliśmy dobre rozwiązanie w duchu „lepiej dmuchać na zimne”. 

Osobiście w trakcie pandemii miałem okazję być na niejednym koncercie, w najrozmaitszych warunkach, ale faktem jest, że intensywność metalowych koncertów raczej nie sprzyjała krzewieniu prozdrowotnych postaw w tamtym czasie. Mówi się trudno, czasu nie cofniemy. Reperkusje tego, co działo się w 2020 roku ciągną się dalej, zwłaszcza w skali makro i największych imprez – Europa przez rosnące koszty choć utrzymuje niemal cały rynek muzyczny na świecie (Niemcy, UK), nie jest już tak atrakcyjna dla mniejszych zespołów, a Ci najwięksi bookują koncerty dzień po dniu aby optymalizować koszty. Zobacz zresztą, co dzieje się z festiwalami, cenami wejściówek a ilością i jakością artystów, to nie wymiana pokoleniowa wpływa na kształt imprez, a kryzys ekonomiczny i między innymi wojna na Ukrainie.

Zaczęło się od powodzi i zalania kopalni w Chinach, doszedł Covid, a teraz szaleniec ze wschodu; sytuacja jest niepewna i wcale się nie zdziwię, jeśli sezon 2024 będzie uszczuplony o większe nazwy niż te, które wymieniłeś. Fest Festival w Chorzowie przeszacował na ponad 5 mln złotych, to nie są małe pieniądze, a żeby je pozyskać agencja odwołała inny festiwal, z którym przecież dopiero co wystartowali rok temu (On Air Festival – przyp.red). Jestem wielkim fanem marki Fest Festival i liczę, że wróci.

[S]: To ten moment kiedy ogarnia was ekscytacja przed kolejnym spotkaniem z tłumem ludzi?

[G]: Jeszcze nie, ale czuć w kościach, że to raptem 5 tygodni do imprezy. Po latach doświadczeń wiemy, że najlepszy okres dla promocji tego wydarzenia to ostatnie 2-3 tygodnie. Ludzie są przytłoczeni ilością bodźców i informacji, dlatego dawkujemy promocyjną ofensywę. Inna sprawa, to, że bazujemy poniekąd na marketingu szeptanym i dotychczasowej opinii wśród uczestników. Wracają do nas ludzie ze wszystkich zakątków Polski, a pojedynczo co roku, pojawiają się ludzie z całej Europy. Kiedy na dobre rozpoczyna się sprzedaż biletów, wtedy dopiero widzę jaką rozpoznawalność ma Gotta Go Festival. Chciałbym wszystkim za to podziękować. Każdy przejechany kilometr w stronę Cieszyna i pierwszego weekendu października to dla nas nobilitacja.

[S]: 7 października na scenie Gregory Campus Club w Cieszynie zobaczymy występy 7 kapel. Jak sami mówicie, tu cytuję: „Stylistyczna różnorodność to jedna z najbardziej rozpoznawalnych cech naszego festiwalu.”. W tym roku zagrają m.in. bydgoska Schizma (hardcore), warszawskie Embitter (metalcore/hardcore), bielszczanie ze Slavenkust (d-beat/crust), czy krakusy z Exul (thrash metal) - band, który w moment skradł me serce. Muzycznie żyleta, ale jak wygląda u Was dobór kapel? Każdy może się zgłosić? Polujecie na co lepsze kąski? A może wsłuchujecie się w głosy fanów festiwalu?

[G]: Booking to moja działka przy ostatecznej aprobacie Łukasza. Mamy zbieżny gust, ale inaczej czujemy to, co może zażreć (śmiech). W przeciwieństwie do mnie, Łukasz stoi po mniej metalowej stronie barykady, i to może nawet lepiej, bo niektóre pomysły wykraczają poza ideę Gotta Go, a pragnę przypomnieć, że w historii naszej imprezy mieliśmy kilka koncertów ikon polskiego punka więc stać nas na odwagę; znalazły się też Ga-Ga/Zielone Żabki, zespół diametralnie różny od tego czego słuchamy na co dzień. W tym roku brzmieniowo, to chyba najcięższa ze wszystkich edycji, nie ukrywam, że będzie to test zarówno dla uczestników, co dla nas w roli organizatorów. Po cichu liczę, że da nam to impuls aby wejść śmielej na rynek metalowy.  

Nad składem pracujemy od około grudnia-stycznia. Co roku zgłasza się do nas kilka do kilkunastu zespołów, i to wcale nie jest tak, że odmawiamy bo się nam nie podobają. Nie rzadko jest tak, że prywatnie im kibicujemy, ale nie widzimy tego w szerszej perspektywie. Mało tego, już mamy propozycje na 2024 choć wcale nie wiemy w jakiej formule przyjdzie nam się spotkać.

[S]: A co z zagranicznymi zespołami? Czy Gotta Go! Festival stawia tylko na polskie bandy, czy jednak były albo będą czynione starania, by ściągnąć w przyszłości coś "ze świata"?

[G]: Mogę tutaj z pełną świadomością powiedzieć, że byliśmy drugim miejscem w kraju, który obdarował zaufaniem Czesko-Brytyjski Skywalker, dziś zespół zapełniający średniej wielkości kluby w tej części kontynentu. Gościliśmy w Cieszynie i Katowicach (Gotta Go miało swoje mniejsze odnogi na Śląsku), nieistniejący już zespół ShowYourTeeth z Wiednia. Tego ostatniego szkoda bo mieli papiery na duże granie, ale zespół wytransferował kluczowych członków do m.in. Terror i First Blood. Z takich okazji się nie rezygnuje.

Nie dotarli do nas prascy hardcore'owcy z Hopes, którzy na 3 godziny przed przyjazdem (fizycznie niemożliwe z Pragi do Cieszyna), dali nam znać, że rzekomo zepsuł im się bus. Jak na tak duży zespół w regionie, bardzo niefajne zachowanie, ale imprezę uratowali nam Bulbulators z Castetem. Mówiłem też o Risk it!, i tutaj mam wrażenie, że agent nie potraktował nas poważnie. Nie spoczywamy na laurach i rodzimym rynku, ale wychodzimy z założenia trochę jak w piłce nożnej, szukamy jakości niekoniecznie tam, gdzie są same duże nazwiska.

[S]: Oprócz wspierania niezależnych artystów oraz wytwórni muzycznych promujecie również organizacje na co dzień zajmujące się ochroną praw zwierząt, promocją bezmięsnego stylu życia czy wsparciem potrzebujących. Czyli nie jest to tylko i wyłącznie festiwal muzyczny.

[G]: Zdecydowanie. Choć sami jemy mięso, doceniamy wkład inicjatyw popularyzujących zdrowy tryb życia i alternatywną dietę; zresztą, to nieodzowna część kultury hardcore/punk, dlatego na terenie Gregory Campus Club gościliśmy Vege Inicjatywę a obecnie stowarzyszenie Food Not Bombs Bielsko-Biała, którzy dbają o catering. Komukolwiek leży na sercu dobro potrzebujących, zachęcamy do tego aby wesprzeć stowarzyszenie również na miejscu, nie tylko napełniając własny brzuch.  

[S]: Czy na przestrzeni tych wszystkich lat jest coś, co byś chciał usprawnić w organizacji Gotta Go! Festival? Jakiś element lub elementy, które można by zrobić lepiej, ale z różnych powodów jest to utrudnione. A może nie trzeba nic zmieniać?

[G]: Jedyne prawdziwe ograniczenie tej imprezy i imprez w regionie Śląska Cieszyńskiego to przestrzeń i pieniądze; know-how, kontakty, moce przerobowe wszystko to mamy na miejscu. Nie chcę marudzić, bo przy bardzo ograniczonym budżecie i pojemności klubu mamy wspaniałą imprezę, gdzie każdy znajdzie coś dla siebie. Prywatni inwestorzy nie są skorzy do dotowania „hałasu”, a lokalny Browar w którym wielokrotnie upatrywaliśmy partnera przeszedł tyle zmian właścicieli i koncepcji na dalszą działalność, że ciężko się w tym odnaleźć osobom na miejscu, a co dopiero postronnym. 

Wspominam o tym nie bez kozery, ponieważ w tej chwili teren Arcyksiążęcego Browaru Zamkowego, to jedyny, który nadaje się do biletowanych imprez plenerowych z właściwą ku temu produkcją. Cieszyńska publiczność przekona się o tym po raz kolejny w ramach odbywającego się we wrześniu Yass Festival. W raz z rozwojem tamtej marki, po cichu liczymy na to, że Browar stanie się domem także dla naszej imprezy. Nie liczymy jednak na partnerski crossover między tymi markami.

[S]: A format dwudniowy?

[G]: Powraca jak bumerang, z naciskiem na rozdział pomiędzy metalem a punkiem i pochodnymi. Nie wszyscy pamiętają, ale w naszym regionie miały miejsce festiwale z prawdziwego zdarzenia, żeby daleko nie szukać w niedalekim Trzyńcu, gdzie grali m.in. Soulfly, Vader, Destruction i wiele innych. W oddalonym o 30km Frydku Mistku rośnie w siłę heavy metalowy festiwal dobroczynny HellpDays, a na dniach Havirzowa tylko w tym roku grają Lordi i Powerwolf

Otoczenie Czech powinno nam dać kopa do tego, aby wyjść ze strefy komfortu, ale wracamy tutaj do budżetu. Bazujemy na tym co sami wypracujemy przy skromnej dotacji z miasta. Alokacja środków z budżetów na kulturę niekoniecznie wiąże się z rozwojem Gotta Go Festival, i my o tym doskonale wiemy. Nie mamy o to pretensji, choć biorąc pod uwagę rozpoznawalność tej imprezy, mogło by być pod tym względem lepiej. Jeżeli mam być szczery, to deklarujemy gotowość i chęć do formatu dwudniowego, ale nie teraz. Wiele czynników musi się wyjaśnić, a  bez wsparcia sponsora, nie ruszymy dalej.

[S]: Krótko i na temat - czego możemy spodziewać się na 12 edycji Gotta Go! Festival?

[G]: Muzycznych doznań z bardzo szerokiego spektrum, świetnego brzmienia za które odpowiedzialna jest ekipa bielskiego Rudeboy Club, działająca pod szyldem techniki estradowej Per Arte. Wielu stanowisk wytwórni muzycznych i możliwości nabycia merchu zespołów, a przede wszystkim przyjaznej atmosfery wśród ludzi zaangażowanych w dobro sceny. Nie potrzeba niczego więcej.

[S]: Ostatnie, luźne pytania. Gwiazda wielkiego formatu, którą widziałbyś - choćby i w alternatywnej rzeczywistości - na Gotta Go! Festival?

[G]: Z rodzimych jest to Dezerter. Były przymiarki i nie odpuszczę. W zasadzie, to jedyny cel z naszego podwórka obok Frontside (dzięki za powrót na scenę).

Z zagranicy patrząc realnie i po perturbacjach z koncertem niemieckiego Risk it!, który nie doszedł do skutku przed pandemią, celujemy w Pro-Pain, myślę, że w zasięgu będą też Niemcy z Caliban, jak znajdą chwilę czasu aby ruszyć się poza własny kraj. Ciekawy casus tego zespołu, bo stali się zachodnim odpowiednikiem naszego Frontside – numer jeden na własnym rynku, ale żeby ponownie ruszyć na podbój Europy nie ma czasu, siły ani zwyczajnie popytu.

W alternatywnej rzeczywistości z prawdziwym budżetem ściągam w duchu hardcore'a Turnstile, End it!, Get The Shot (pamiętacie, że grali raz w jakiś moto pubie w Karvinie?!), Speed, Power Trip z żyjącym Rileyem na wokalu. Piękne marzenia.

[S]: Przypałowe sytuacje z organizacji festiwalu/koncertu, które kiedyś przyprawiły o nerwy, a dziś pozostaje się z nich tylko śmiać?

[G]: Chciałbym rzucić anegdotami typu, że skończyło się piwo i bar nie wiedział co począć, ale nie mam jak (śmiech). Przypał dzieje się generalnie wtedy, kiedy leży komunikacja, a przy 50 osobowej ekipie zespoły-technika-my-wolontariusze, wcale o to nie trudno. Jedyne czego sam żałuję, to rzeczy poza naszą kontrolą, kiedy w grę wchodzą personalne animozje między zaproszonymi gośćmi. Bez wnikania w szczegóły, w rezultacie nigdy więcej nie zmienimy osób odpowiedzialnych za produkcję, a gdyby to od nas zależało na pewno alkohol byłby tańszy!

[S]: Album, który całkowicie odmienił Twoje życie?

[G]: At The Gates - „Slaughter of The Soul”. Kamień milowy szwedzkiego death metalu, a jednocześnie, fundament niemal całej muzyki, którą jak gąbka chłonąłem w czasach nastoletnich. Bez tego albumu nie byłoby metalcore'a, a najprawdopodobniej nie byłoby też Gotta Go Festival i mnie jako fana muzyki w ogóle. Punkt wyjścia jakim stały się szybkie, melodyjne strzały między oczy otworzył serce i umysł na dużo bardziej pogmatwane dźwięki. Regularnie wracam do tej płyty i nie zamierzam przestać.

[S]: Dzięki za poświęcony czas i być może do zobaczenia w Cieszynie!